Drodzy.
/jak zaczynał kazanie pewien ksiądz w mojej parafii/

Oto nadchodzi wreszcie tak długo oczekiwany Dzień Pierwszej Próby. I znowuż chorzysta obojga płci/ze zdecydowaną przewagą niewieściej/będzie w każdą środę śpiesznie bieżał z różnych stron miasta, by punktualnie o 18.

30 zająć miejsce pod surowym okiem naszej Zuzi, któraż to, wypoczęta i wybiegana w szweckich siołach, zaopatrzona w kamerton, fortepian i Wytyczne, będzie nas - z naszym radosnym przyzwoleniem- gnębić a ostatnie poty chórowe wyciskać, hej! Jak drzewiej, nie zważając na nasz z roku na rok szacowniejący wiek, będziemy zrywać się do stójki na komendę "śpiewamy na stojąco", będziemy , zgrzytając zębami, powtarzać ciągle niedość dobrze tę samą frazę, a tęsknie spoglądawszy na zegarek, wyczekiwać tradycyjnej herbatki, hej!

Ale bo ileż to już razy zjeżdaliśmy się tłumnie z najdalszych zakątków miasta na naszą pierwszą w roku - nie bójmy się użyć tej nazwy - szkolnym próbę, znużeni letnimi szaleństwami i brakiem wspólnego muzykowania!Onoż nas wszak corocznie gromadziło pod kolorowym parasolem dźwięków, który to parasol mocno i nieustraszenie dzierży w swojej delikatnej zdałoby się rączce Pani Dyrygent, czyli nasza nieoceniona-ale doceniona!-Zuzia. /tu autorka pokusiła się o poetycką przerzutnię, nie pogardziwszy odrobiną pochlebstwa/

Niepomni zatem - drobnych wszak! - potknieć, nieporozumnień, różnych jednapani-drugiejpani, tupnięć dyrygencką nóżką, prezesowskich no-no-no paluszkiem, z niesłabnącym zapałem rozpoczynamy nasze doroczne Pierwsze Rozśpiewanie, hej! I tak już do czerwca; ileż nas w tym czasie czeka nowych wyzwań, cudownych chwil, podczas których chór zabrzmi jednym glosem i jednym sercem/tu poetka uroniła łzę wzruszenia/, spotkań towarzyskich, koncertów pracowicie przygotowywanych a wreszcie imienin suto obłożonych słodkościami, różnych stolatów i wiwatów, hej!

A wszystko to z młodym ogniem w lekko nadszarpniętych zębem czasu piersiach i wzrokiem utkwionym pilnie i wiernie w naszego Dyrygenta, ma się rozumieć.

I choć czasem kretowe pagórki zastępują nam drogę, towarzystwa wzajemnej adoracji pojawiają się /i znikają/ jak grzyby po deszczu, a niejeden/niejedna/ umiał/a/ by lepiej i skuteczniej, pomimo tych różnych nie -tak, nie-w tym momencie i po-co, my jednak

TRWAMY I ŚPIEWAMY!!

I LUBIMY SIĘ, PRAWDA?

Wasz niestary wiarus