OLIMPIA… OLA….

Od najmłodszych lat wyróżniała się zwłaszcza tym, że była małego wzrostu i miała zawsze ogromną, niespożytą energię do działania. No, i to niezwykłe imię, które nadano jej dzięki uporowi dziadka, a które nie tylko zwracało na nią uwagę otoczenia, ale też, jak się okazało,… w istotny sposób pomogło, gdy wybierała kierunek studiów.
Zacznijmy jednak od tego, że urodzona tuż przed drugą wojną światową, w niewielkiej wsi Wręcza w powiecie Grodzisk Mazowiecki spędziła tam, wraz z najbliższą rodziną, trudne lata okupacji i rozpoczęła naukę w szkole podstawowej. Po zakończeniu wojny rodzice, wraz z trójką dzieci osiedlili się w okolicy Mszczonowa, we wsi Grabce, stąd też maturę zdała w mszczonowskim liceum i w tym samym, 1955 roku, rozpoczęła studia na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie zdawała na neofilologię, a ponieważ miała na imię właśnie Olimpia i do tego na świadectwie maturalnym widniała celująca ocena z łaciny, zaproponowano jej wydział… filologii klasycznej, który ukończyła w roku 1962 z doskonałym wynikiem.
Mimo propozycji pracy w specjalistycznej bibliotece, gdzie jej dyplom dawałby duże szanse osiągnięcia przyzwoitej pozycji zawodowej, zdecydowała inaczej. Ona musiała być między żywymi ludźmi, musiała działać, organizować i kierować. Udowodniła to już w czasie studiów, kiedy to, zaraz na pierwszym roku wstąpiła nie tylko do Zrzeszenia Studentów Polskich, ale także do reaktywowanego właśnie, chóru Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie została niemal natychmiast kierownikiem organizacyjnym, a potem wieloletnim prezesem. Kierowała też klubem studenta w akademiku przy ul. Kickiego, gdzie mieszkała, a także klubem studenta na Uniwersytecie, gdzie powołała też do życia ognisko muzyczne będąc od początku jego sekretarzem.
Z chórem nie zerwała kontaktów do końca życia. To był jej żywioł, i, jak mówiła, najsilniejsze kontakty osobiste utrzymywała przez długie lata właśnie z byłymi chórzystami. Ta pasja i to zaangażowanie sprawiło, że w roku 2000 stała się jedną z założycielek, a potem wieloletnią prezeską Towarzystwa Przyjaciół Chóru Uniwersytetu Warszawskiego. Z uwagi na zasługi jakie wniosła swoją działalnością, gdy już sił brakowało do intensywnej pracy, otrzymała tytuł członka honorowego, który nadal jej przysługuje.

- 2 -
Odbiegliśmy od ścisłej chronologii, niezwykle bogatego życiorysu Olimpii, więc dodam tylko, że muzyczne zainteresowania wyniosła ona z domu rodzinnego, gdzie przy różnych okazjach spotykała się bliższa i dalsza rodzina i wtedy zawsze chętnie śpiewano, a ojciec, samouk, grywał na skrzypcach. Tradycja ta trwa nadal, wśród kolejnego już pokolenia jej krewnych.
Wracając natomiast do jej życia zawodowego trzeba podkreślić, że praktycznie nigdy nie szukała pracy. Zawsze miała propozycje od tych, którzy już o niej wiedzieli, że jest solidna, oddana bez reszty temu co robi, doskonale zorganizowana i pełna pomysłów. Jej zainteresowania skupiały się najczęściej wokół szeroko pojętych zagadnień kultury.
Zaczęło się dość banalnie, od pracy jako korektorka w dużej, nowoczesnej drukarni w Warszawie na Grochowie, gdzie natychmiast podjęła działalność społeczną obejmując kierownictwo zakładowej organizacji Związku Młodzieży Socjalistycznej, a potem także na poziomie dzielnicowym i stołecznym ZMS. W tym też czasie, a były to lata 1963-64, wstąpiła do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, co było jej autonomiczną decyzją i czego do końca życia nie wypierała się, ani nie deprecjonowała. Jak sama mówiła, była członkiem, ale nigdy nie sięgała po władzę, bo dla niej najważniejsza była zawsze praca, w której chciała mieć jak największą samodzielność. Dlatego też, wszędzie gdzie się znalazła, wiedziała co chce robić i potrafiła to pokazać, co szybko zyskiwało jej uznanie, a nawet podziw. Zresztą, wystarczy wskazać na ilość i jakość kolejno przyznawanych jej odznaczeń zarówno branżowych jak i państwowych wśród których jest także, przyznany w roku 2004 Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Przechowywała je wszystkie skrzętnie w dużym pudle martwiąc się pod koniec życia, komu przekaże te cenne pamiątki.
Olimpia nie miała czasu na życie prywatne. Nie założyła rodziny, nie miała dzieci ani wnuków. Poświęciła się całkowicie pracy społeczno-zawodowej pełniąc m.in. tak odpowiedzialne funkcje jak kierowniczka Staromiejskiego Domu Kultury (lata 1968-70), dyrektorka Warszawskiego Ośrodka Kultury (lata 1976-81), czy też drugi sekretarz ambasady polskiej w Pradze Czeskiej (lata 1975-76), gdzie  organizowała działalność kulturalną dla polskich pracowników zatrudnionych w Czechosłowacji.
Choć jeszcze jako młoda dziewczyna, kończąc szkołę średnią myślała o zdawaniu egzaminów do elitarnej wówczas Wyższej Szkoły Służby Dyplomatycznej, po powrocie z Pragi Czeskiej zdecydowanie odmawiała propozycjom  dalszej działalności w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

- 3 -
 Zadziwiła też wszystkich bliskich i znajomych, gdy nagle, po owocnej pracy w warszawskich placówkach kulturalnych, gdy miała już brązowy, srebrny i złoty Krzyż Zasługi, a także Odznakę Zasłużonego Działacza Kultury, postanowiła…. zostać wychowawcą w jednym z warszawskich Domów Dziecka (wrzesień 1982). Pytana, co nią kierowało odpowiadała: „bo to praca potrzebna i pożyteczna, ale ogromnie niedoceniana”.
Będąc już kobietą dojrzałą, dobrze wiedziała, że czekają na nią całkowicie nowe, trudne i odpowiedzialne zadania, którym nie tylko stawiła czoło, ale szybko zyskała sympatię podopiecznych i uznanie władz. Wkrótce też awansowała na stanowisko dyrektorki i w tym środowisku doczekała też dnia kiedy zdecydowała o przejściu na emeryturę (1998r). Nie przerwało to jednak jej kontaktu z wychowankami. Z wieloma z nich do ostatnich dni życia spotykała się, zapraszając ich także do swego domu, zawsze zainteresowana ich sytuacją życiową, pomagająca i wspierająca w każdej potrzebie.
Oczywiście, emerytura nie oznaczała dla Olimpii koniec pracy. Wspomniałam już o ogromnej zasłudze jaką położyła, na przełomie lat 90-tych, w zorganizowanie Towarzystwa Przyjaciół Chóru Uniwersytetu Warszawskiego i jej osobisty wkład w obchody 80-lecia istnienia Chóru UW.
Ogromną jej zasługą są także kilkunastoletnie działania na rzecz Stowarzyszenia „Pokolenia”, gdzie pełniła odpowiedzialne funkcje od skarbnika, aż do przewodniczącej zarządu. W latach 1998-2015, które tu przepracowała całkowicie społecznie skupiła wokół siebie licznych dawnych działaczy młodzieżowych, wywodzących się, tak jak ona z organizacji lewicowych i studenckich, a ich celem było zbieranie i opracowywanie historii tych ugrupowań i działających w nich ludzi. To dzięki jej staraniom udało się w tych trudnych latach, po przełomie politycznym, wydać wiele publikacji, które sprawią, że te organizacje i ci ludzie nie zostaną zapomniani ani wyrzuceni na śmietnik historii.
Do końca życia wierna była swoim ideałom i przekonaniom politycznym. Nie ukrywała tego, choć nigdy nie narzucała się swoją postawą. Zawsze interesowała ją przede wszystkim konkretna praca, a nie propaganda. Była pełna inicjatywy, doskonała organizatorka i realizatorka kolejnych pomysłów, których jej nie brakowało, bez względu na to, gdzie zdecydowała się działać. Skupiała też wokół siebie zawsze ludzi, którzy ją lubili i chcieli z nią współpracować. Jej po prostu nie można było nie lubić, mimo, że była wymagająca, niezwykle stanowcza, a swoje zdanie wypowiadała bez ogródek.
WIELKA, MAŁA OLIMPIO! CZEŚĆ TWOJEJ PAMIĘCI!

Elżbieta Jędrych

Podczas uroczystości pogrzebowej w Poznaniu pożegnali Śp. Prof. Mirosława Perza m.in. przedstawiciele Instytutu Muzykologii UW i Towarzystwa Przyjaciół Chóru UW.