Felicja Bylicka - Woźniak
w 65 rocznicę trwania
Powstania Warszawskiego 1944

Michałowice 1.VIII . 2009

Kolejne rocznice Powstania Warszawskiego dla osób, które je przeżyły w Warszawie są bolesnym przypomnieniem tego, co działo się wtedy na warszawskich ulicach. Ja, dziwnym zbiegiem losu znalazłam się na ulicy Wspólnej w domu nieznanych mi osób i tam pozostałam do końca a nawet kilka dni dłużej, bo wyszłam z Warszawy 7 października 1944 roku. Kontakt z rodziną na Mokotowie utrzymywałam dzięki Poczcie Kanałowej - maleńkie karteczki ze stemplem AK na Barykadach, data, adresat, sprawdzono a na drugiej stronie krótki tekst. Pragnę opisać mój pobyt w nieznanym mi środowisku choć po 65 latach mam pewne luki pamięciowe. Dom na Wspólnej miał numer 27 a mieszkanie na trzecim piętrze 14. Przedtem jednak co robiłam zanim włączona zostałam w heroiczne zmagania powstańcze? Nie byłam związana z AK, nie miałam przygotowania wojskowego i pielęgniarskiego. Kończyłam moje studia wokalne w Konserwatorium na Okólniku, organizowałam w domu spotkania muzyczne, śpiewałam w polskich kawiarniach, za co otrzymywałam honorarium. I to było moje życie do Powstania. Gdy znalazłam się oddzielona od mojej Rodziny zaczęłam myśleć - może przydam się na co? Nie szukałam długo! Na parterze domu leżeli ranni powstańcy i cywile. Mogę im służyć: podać szklankę wody, pocieszyć, porozmawiać. Przynajmniej w ten sposób znajd się w kręgu osób oceniających działania walczących. Wśród rannych leżał też Francuz. Znalazł się w W-wie w obozie pracy na Gęsiówce. W chwili wybuchu Powstania obóz przestał istnieć a Francuz jak inni mężczyźni przystał do powstańców i został wkrótce ranny. Groziła mu amputacja ręki; b. przeżywał tę możliwość, że nie będzie mógł wykonywać zawodu dekoratora. Mogłam z nim rozmawiać w jego języku, wykorzystując znajomość francuskiego, zdobytą w czasie studiów na Uniwersytecie W-skim (1935 - 1939). Byłam też jego łącznikiem z personelem lekarskim i pielęgniarkami. Pamiętam dobrze tych młodych mężczyzn, czasem chłopców leżących w szybko zorganizowanym szpitaliku. Wszyscy pragnęli szybko wyzdrowieć i wrócić do akcji. Nie pamiętam natomiast tak prozaicznej sprawy, co ja jadłam i czy kto mnie żywił! Po wodę chodziło się z wiadrami do studni głębinowej - chyba na Marszałkowskiej. Staliśmy w długiej kolejce narażeni na strzały snajperów z pobliskich, jeszcze stojących kamienic. 6 września dom na Wspólnej został trafiony pociskiem z działa kolejowego ustawionego na moście przez Wisłę. To była nazwana tak przez mieszkańców W-wy "krowa" lub "szafa" - gdyż pocisk wykonując swój lot czynił hałas przypominający ryczenie krowy lub przesuwanie ciężkiej szafy po podłodze. Mówiono, że Niemcy wystrzeliwują je co 8 minut. W tym wypadku wystarczył jeden ! A kamienica ? Proszę spojrzeć na jej zdjęcie od strony podwórka. Ruiny i ja - wtedy Felicja Woźniak na nich. Zrobił je nieznany fotograf - amator. Dostałam maleńki negatyw i 1 odbitkę. W czasie ataku pocisku byłam chyba w schronie, czyli w piwnicy. Ocalałam! A ranni powstańcy? Wszyscy zginęli! Pochowano ich na ulicy Wspólnej na brzegu chodnika przy jezdni, gdzie łatwiej było wykopać mogiły. Los ich podzielił też nieznany Francuz. Zdjęcie jest dla mnie bezcenną pamiątką stanowiącą dowód zniszczenia Warszawy. Przeleżało 65 lat i dopiero w tym roku mogę je pokazać. Miało wymiary 6,5 x 9 cm . Odtworzył je fotograf profesjonalista Kazimierz Bałakier. Byłabym wdzięczna, gdyby znalazło się na stronie internetowej. A może odczyta je ktoś żyjący, ze Wspólnej i dorzuci swoje wspomnienia? Ogarnia mnie dziwne wzruszenie gdy patrzę na moją postać na gruzach domu. W tym letnim płaszczyku. 1 sierpnia 1944 roku wyszłam z rodzinnego domu na Ursynowskiej, by wrócić doń w końcu stycznia 1945 roku na groby mojej Rodziny i gruzy zniszczonego domu. W ogródku zginęły: Matka - Anna Woźniak, siostry: Zofia Ładyńska i Halina Woźniak. Stało się to w czasie bombardowania Mokotowa - 16 września. A co stało się ze mną ? Wyszłam z W-wy 7 października w tym płaszczyku i z parasolką. Nic więcej nie posiadałam. Znalazłam się w obozie w Ursusie, bo Pruszków był już przepełniony. Wieczorem opuściłam obóz z grupą pielęgniarek kończących dzienny dyżur. Byłam wolna! Następnego dnia - 8 października rozpoczęłam czas wygnania z mojego miasta. Z tym co na grzbiecie - i z parasolką! Ale to już zupełnie inna historia.

Pisałam rano 24 lipca 2009 
W nocy była burza i ulewa - grzmiało jak w czasie Powstania!
Teraz w Michałowicach świeci słońce, a ja będę
składała życzenia Kingom, Krystynom.
No cóż - Panta rei. I ja też.

Felicja Bylicka.

Podczas przygotowań do Jubileuszu 80-ciolecia Chóru UW i organizacji Towarzystwa Przyjaciół Chóru UW ówczesny Zarząd Towarzystwa z Olimpią Zaborską-prezesem wykonał wspaniałą pracę: odnalezienia i nawiązania kontaktów z jak największą liczbą byłych członków chóru. Byli wśród nich przedwojenni członkowie Akademickiego Koła Muzycznego UW razem z panią Felicją Bylicką, która znalazła się w pierwszej grupie osób wyróżnionych tytułem Honorowego Członka Towarzystwa Przyjaciół Chóru Uniwersytetu Warszawskiego. Dyplom został wręczony Seniorce przez kol.kol. Elżbietę Jędrych i Olimpię Zaborską. Odpowiedzią obdarowanej był piękny list zawierający wspomnienia związane z działalnością muzyczną w chórze uniwersyteckim oraz w Polskim Radio.

Następny rozdział kontaktów Towarzystwa z p. Felicją rozpoczęła prezes TPChUW od 2004 Marzenna Grabiszewska- Gryka. Z jej inicjatywy odbyło się spotkanie dwóch Seniorek - przedwojennych chórzystek : p. Ireny Matuszelańskiej i p. Felicji Bylickiej.

Obydwie panie Seniorki były zapraszane na koncerty i spotkania integracyjne członków Towarzystwa i korzystały z nich w miarę możliwości. Przedstawiamy zdjęcie ze spotkania świątecznego w styczniu 2005.

Pani Felicja chętnie korzystała z zaproszeń na koncerty, zarówno Chóru Akademickiego, jak Amici Canentes Towarzystwa. Podczas koncertu z okazji 85-lecia Chóru UW 2 grudnia 2006. Nestorka wystąpiła z krótkimi wspomnieniami swoich lat chórowych z okresu 1935-39.

Pani Felicja, jak zawsze uśmiechnięta, w towarzystwie Marii Laskowskiej i Grażyny Pijet po koncercie Amici Canentes w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w kwietniu 2010.

Na spotkaniu świąteczno-noworocznym w Dziekance w styczniu 2008.

Pani Felicja w 2007 podczas wakacji w Łochowie
Wielkanoc 2009, na odwrocie życzenia Alleluja, alleluja dla wszystkich z TPChUW, za moim pośrednictwem
Pani Felicja ze mną w domu w Michałowicach - sierpień 2009

Moje kontakty z p. Felicją zapoczątkowane w 2004 przybrały z czasem charakter bardziej osobisty. Bardzo się polubiłyśmy. Odwiedzałam Ją, w miarę możliwości, kilka razy w roku. Zawsze z wielką przyjemnością i radością. Pani Felicja była osobą bardzo pogodną, ciekawą świata i ludzi, zawsze zorientowaną w nowościach wydawniczych, chętnie opowiadającą historie ze swojej bogatej przeszłości. Była osobą niezwykłą, wyjątkową. Bardzo będzie mi brakowało Jej uśmiechu, tego niezwykłego głosu prawie śpiewającego "Witam, pani Elżbieto" i tych pogaduszek od serca.

Żegnaj, moja Felicjo. Elżbieta Chojecka

W piątek 3 lutego 2012 roku, o godzinie 12:40 odbyła się Msza Św. pogrzebowa za panią Felicję Bylicką. Rodzina, Przyjaciele i Znajomi oraz grupa chórzystów z Amici Canentes wypełnili drewniany kościół na Cmentarzu Bródnowskim. Młody Chór UW zaśpiewał na mszy dwa utwory.
Razem z konduktem odprowadzaliśmy Panią Felicję do niedaleko położonego grobu rodzinnego. Powróciły wspomnienia tych chwil, kiedy pani Felicja odwiedzała nas w Dziekance na spotkaniach TPCHUW. Pogodna, otwarta, uśmiechnięta, mocnym sopranem śpiewała piosenki.
Było piękne, bardzo mroźne i słoneczne południe.
Tak promienna pani Felicja pożegnała się z nami.

Ola

Iżykowska

We wtorek, 21 lutego 2012 roku pożegnaliśmy na Bródnie Magdalenę Iżykowską.

Kościół murowany na Cmentarzu Bródnowskim wypełniony był przez bliskich, przyjaciół i kolegów z różnych środowisk, w których lubiana i ceniona była Magdalena.

Przed ołtarzem stanął poczet sztandarowy z PTTK.

Liczna grupa chórzystów z Amici Canentes zgromadziła się na kościelnym chórze. W homilię ksiądz włączył życiorys Magdaleny wspominając jej długoletnią pracę w różnych wydawnictwach, działalność jako przewodniczki PTTK oraz uczestnictwo w Chórze UW.

Zaśpiewaliśmy psalm XL : Czekałem z cierpliwością - Mikołaja Gomółki, Ave Verum Corpus - Mozarta z towarzyszeniem organów oraz My Lord what a mourning - Negro Spirituals.

Pieśń: Być bliżej Ciebie chcę, o Boże mój - zaśpiewał Janek Kłoskowski z organami.

W silnym wietrze, brnąc po zlodowaciałych koleinach śniegowych, kondukt żałobny dotarł do miejsca wiecznego spoczynku.

Nad grobem wspominali Magdalenę kolega i koleżanka z grona przewodników PTTK.

W "Ziemi Michałowskiej" nr 4 z kwietnia 2009 ukazał się artykuł Pawła Stannego o Kazimierzu Burchardzie

Ostatni taki samotnik

W następnych numerach ukazały się wspomnienia Kazimierza pod wspólnym tytułem:

Kazimiera Burcharda wakacje pod żaglami: