Od śniadania do godziny 15.30 mieliśmy czas wolny. Większość uczestników naszej wycieczki wybrała się do miasta, aby zobaczyć liczne imprezy odbywające się w tym świątecznym dniu na rynku przed Ratuszem i wzdłuż głównej, szerokiej ulicy. Na specjalnych estradach i wprost na chodniku odbywały się występy regionalnych zespołów chóralnych, tanecznych, muzycznych, gimnastycznych. Atmosferę święta podkreślały obecne wszędzie balony w narodowych barwach szwedzkich oraz flagi. Liczne kramy oferowały najprzeróżniejsze towary wyrobu miejscowego i nie tylko. W wielu miejscach tego miasta stoją kolorowe smoki oblegane przez małe dzieci. Kilka osób zostało w hotelu, by odpocząć po uciechach dnia poprzedniego.

 

Natomiast my, Melechowie, ruszyliśmy w góry, do znajdującego się na obrzeżach Sundsvall Parku Narodowego. Zrobiliśmy piękny, prawie trzygodzinny spacer wśród sosen, kwitnących jarzębin i wonnych ziół. Zdążyliśmy jednak zejść do miasta i zobaczyć co nieco z festynu. Po obiedzie wyjechaliśmy przysłanym po nas autokarem do Attmar, gdzie mieliśmy wystąpić z najważniejszym w czasie tego pobytu koncertem. I znowu czekała na nas Zuzanna w przepięknym miejscu na wzgórzu, z białym niewielkim kościółkiem i drewnianą dzwonnicą, z uroczym zielonym cmentarzem, z którego roztaczał się słoneczny widok na jezioro, na sioła i lasy. Przed cmentarzem stoją kamienie runiczne pochodzące z XI wieku. Po próbie (częściowo wspólnej z chórem z Attmar) poczęstowano nas małą przekąską, herbatą i kawą.

 

O godzinie 19.00 kościół był już pełen, ustrojony kwiatami w narodowych barwach Szwecji. Najpierw śpiewaliśmy my, potem wspólnie z chórem z Attmar wykonaliśmy "Ave verum" Mozarta. Powiększonym tak zespołem dyrygowała nasza Zuzanna. W drugiej części koncertu z krótszym nieco repertuarem wystąpili gospodarze. Potem obie panie dyrygentki, Agata i Zuzanna Kuźniak otrzymały piękne bukiety z niebieskich i żółtych kwiatów, oraz upominki od gospodarzy. Koncert zakończyliśmy wspólnym odśpiewaniem "Tourdiona". Przy wtórze tej piosenki wyszliśmy parami z kościoła.

 

Staraliśmy się wypaść jak najlepiej. Wszyscy byliśmy bardzo wzruszeni. Oczywiście mamy wspólne zdjęcie w pięknej scenerii przed kościołem. Dzień zakończył się uroczystą kolacją, której główne danie stanowił lokalny przysmak w kształcie artystycznie przystrojonego tortu. Składniki tego tortu to krewetki, owoce morza, łosoś, dużo majonezu z jogurtem i inne nieznane mi delicje. Większości z nas bardzo smakował, niektórzy brali dokładki. Śpiewy, toasty, życzenia, podziękowania. Oczywiście zaprosiliśmy naszych uroczych gospodarzy, aby ponownie przyjechali do Polski. Z okrzykami "do zobaczenia w przyszłym roku" rozstaliśmy się w świetnych nastrojach. Do hotelu zostaliśmy odwiezieni prywatnymi samochodami, co dało okazję do nawiązania jeszcze ściślejszej przyjaźni.